Fotografia w porównaniu z innymi dziedzinami sztuki jak choćby malarstwo odbyła najbardziej spektakularny i prędki rozwój. Narodziwszy się z pierwszym zdjęciem wykonanym podobno w 1826 lub 1827 roku przez francuskiego wynalazcę Josepha Nicéphore Niépce’a, po którym badania odziedziczył Louis Jacques Daguerre (dagerotypia) stała się nawet dobrem narodowym Francji. Mało kto wie, że barwną fotografię wymyślił pod koniec XIX wieku a pierwowzory aparatów fotograficznych i telewizora Polak „Leonardo Da Vinci z Krosna” (tak nazywany) Jan Szczepanik; pokazał je w 1901 roku na Pierwszej Wystawie Fotograficznej w Krakowie. Jego brytyjski patent kliszy fotograficznej i filmowej kupiły i modernizowały przez następne lata: Kodak i niemiecka AGFA. Fotografia była w dobie ogólnej rewolucji technicznej towarzyszącym „medium”, które procesy te dokumentowała i relacjonowała. Pokazywała również przemiany społeczne, wędrując pod dachy klasy średniej (będąc w tamtych czasach bardzo drogim produktem) chętnie wykonywano portrety, portrety zbiorowe rodzinne, upamiętnienia spotkań towarzyskich. Kilka dekad później jest już w służbie reklamy, mody, i to one sprawiły, że pojawia się fotografia kreacyjna. Fotografia, o której od lat 60., 70. XX wieku toczono spór o nomenklaturę fotografii artystycznej. Spór, który zwyciężyła, gdyż dziś nikt nie ma wątpliwości, że fotografia jest XI Muzą które weszła do panteonu sztuki. Malarstwo od naskalnych „malunków” do abstrakcji przebyło tysiąclecia; fotografia bez mała jedno stulecie…
Nie sposób zapomnieć o rudymentarnej definicji fotografii jako [obrazu malowanego/rysowanego światłem]. Nie mogąc tego zjawiska nazwać wiedział o nim Arystoteles, który u wejścia do jaskini filozofował o nim - nie bez przyczyny – jako prabyt nazwał go ideą.
Światło jest czymś bez czego nie ma obrazu, odbicia, cienia; nie ma życia w roślinach, człowiek nie rozwija zmysłu wzroku; nie ma poznania siebie i świata i nie ma wreszcie przeżycia transcendencji.
Mam wrażenie, że przez zrozumienie istoty światła nie tylko w fotografii, albo dzięki fotografii rzeszowska artystka fotografik Irena Gałuszka tworzy obrazy [malowane/rysowane światłem] . Jako fotograf poszukujący przeszła całą drogę „edukacyjną” poczynając od fotografii nazwałbym ją reportażową. Tu przytoczę swoisty happening fotograficzny, przeprowadzony w 1993 roku z dziś bardzo znanym rzeszowskim artystą Leszkiem Kuchniakiem. Portret jako osobny temat poruszała zarówno w fotografii wykorzystywanej w mediach jak i w bardziej intymnych sytuacjach i miejscach dla ich modeli. Poznawanie otaczającego artystkę świata przyrody to szereg zdjęć pejzaży, mięsistych i gęstych wnętrz lasów, które przeszywają promienie wdzierającego się tam światła. No i… ulubione konie, ich egzystencja niemal w naturalnych warunkach (dziś niestety upadłej hodowli) w Janowie Podlaskim. Zwierzę piękne, wrażliwe i wcale nie łatwe do złowienia
w kadrze zdjęcia w jego prawdzie. Ale to morze i kilkudziesięcioletnia przygoda z aparatem fotograficznym na fotograficznych plenerach na polskim wybrzeżu zmieniła perspektywę patrzenia Ireny Gałuszki jako człowieka obserwującego piękno otaczającego ją świata i zmieniła sposób patrzenia nań jako fotografa przez obiektyw aparatu. To znamienne, zrozumiałe i dość częste, że człowiek zamieszkujący teren określany jako Brama Karpat – człowiek gór - przywoływany i urzeczony zostaje morzem. Miejscem mało dostępnym, do którego z Rzeszowa trzeba przebyć daleką drogę. Akurat tam, Irena Gałuszka znalazła przestrzeń, która jak żadna inna, nie lśni tak, nie szumi tak , nie uspokaja tak. Tam, jak nigdzie indziej, ziemia spotyka się z niebem. Tam, jak nigdzie indziej, magia kosmosu słońca (a jeszcze bardziej księżyca) odbija się na mokrych cząsteczkach materii ziemi. Wsłuchana w rytm fal uderzających w falochrony, patrząc na pieszczotę pluskającej wody doprowadzającej rybacki kuter zacumowany do brzegu do jego zardzewiałej śmierci, obserwując jak każda z fal wylicza niepoliczalne kamyki i muszle na plaży: artystka widzi, słyszy, poznaje i przeżywa ten świat. Wreszcie naciska migawkę aparatu; zatrzymuje to co w tej sekundzie dało jej światło.
I ten moment, ta decyzja powoduje powstanie dzieła sztuki. Podobnie, albo odwrotnie od chwili, kiedy Marcel Duchamp w 1917 roku wystawiając w Paryżu na salonie sztuki pisuar tytułując go „Fontanna” stworzył nurt sztuki nowoczesnej – podwaliny dadaizmu – po raz pierwszy dał artyście moc wskazania tego co ma być dziełem sztuki. Przekazał sukcesję do tworzenia happeningów, asamblaży a również fotografom do wskazania kadru, wybranego motywu, fragmentu rzeczywistości, która ma stanowić obiekt sztuki tożsamy z dziełem sztuki. Jeszcze dobitniej tę siłę artysty w wyborze dzieła podkreślił Jackson Pollock skrajny ekspresjonista, tworzący w latach 40. XX wieku w Stanach Zjednoczonych, który z wielkoformatowych obrazów wycinał niewielkie obrazy i tylko te wystawiał, pozostałość niszcząc. Jeden z tych odłamków sprzedany w 2006 roku za 140 milionów dolarów, a jego cena nie była przebita przez pięć lat na aukcjach Sotheby’s.
To właśnie ten kadr sprawia, że fotografie Ireny Gałuszki są szczególne, wyjątkowe, wybrane i naznaczone jako dzieła sztuki. Miejsca i momenty wskazane i oznaczone przez artystkę kadrem jako te, gdzie spotyka się z realnością światło. Widzieliśmy zapewne wiele pięknych zdjęć natury, krajobrazów, choćby w „National Geographic”. Ktoś zapyta czym różnią się one od fotografii Ireny Gałuszki. W moim odbiorze jej fotogramy są przemyślanymi, przez autorkę kompozycjami „zamkniętymi” w kadrze. W kompozycjach tych ogromne znaczenie ma wyczucie proporcji, niekiedy dominanta jakiegoś elementu, który odrealnia w mikro, bądź makro wymiarze pejzaż, fragment przedmiotu, ściany. Obrazy fotograficzne Ireny Gałuszki przestają być falami morskimi, piaszczystą plażą, siecią rybacką albo zardzewiałym kawałkiem ściany kutra rybackiego. Są odpowiednio do zamierzonego rodzaju przekazu, zbiorem plastycznych znaków, rytmów, plam barwnych, które w malarski bądź graficzny sposób ukazują grę światła, które to smuga, to tnie materię, której się domyślamy acz na fotogramach artystki jest ona już autonomicznym obrazem niekiedy surrealistycznym do wręcz abstrakcyjnego. W wielu z nich to światło gra z widzem poruszając jego przestrzenie wewnętrzne. Ma ono (światło) znaczenie symboliczne i metafizyczne. Stajemy na styku piękna natury z pięknem naszego doznania. Myślę zatem, że Fotograficzne Obrazy Ireny Gałuszki nie mogą być odbierane jedynie w kategoriach estetycznych. Dzięki jej spotkaniu z realnością widz może doznać spotkania z sacrum; metafizyką swojego istnienia na ziemi.