Wspomnienie o Henryku Rogozińskim (1934 - 2004) w piętnastą rocznicę śmierci.
Spotkaliśmy się po raz pierwszy na wernisażu jednej z poplenerowych wystaw w Galerii Fotografii ZPAF w Kielcach gdzieś w połowie lat 90. Moje pierwsze wrażenie z naszego kontaktu, choć nad wyraz pozytywne, było trochę przytłumione atmosferą i gwarem, jaki nam towarzyszył tamtego wieczoru.
Zapamiętałem jego ujmujący sposób zachowania polegający na rzadko dziś spotykanej umiejętności słuchania innych, połączonej z życzliwym uśmiechem i spojrzeniem - a czasem błyskotliwą uwagą świadczącą o niesamowitej intuicji i poczuciu humoru. Wyczuwało się w nim z jednej strony pokorę i nieśmiałość, czasem może nawet lekkie zakłopotanie, z drugiej zaś, jakby dla przeciwwagi, majestatyczny rys osobowości, co zresztą całkiem nieźle podkreślała jego oryginalna aparycja: mocny profil, długie siwe włosy i broda oraz łagodnie pofalowane wąsy, żółtobrązowe od papierosów.
Ucieszyłem się, gdy po latach przerwy spotkaliśmy się w 1998 r. na plenerze Art -Eko w Sielpi na Kielecczyźnie. Niekończące się rozmowy w gronie przyjaciół, prezentacje autorskie, pokazy przeźroczy i spotkania, w których braliśmy udział oraz wspaniałe wycieczki po drogach i bezdrożach rejonu Gór Świętokrzyskich przypieczętowały naszą sympatyczną znajomość. Myślę, że łatwo było nam znajdować wspólny język w związku z zamiłowaniem do „staroci” - z prawdziwą bowiem przyjemnością fotografowaliśmy chałupy i stare wiejskie graty służące ludziom niekiedy przez całe pokolenia. Henryk zawsze potrafił dostrzec w nich jakąś wyjątkowość i ducha przeszłości, co i mnie bardzo inspirowało. Tamte wspólne eskapady jak i te późniejsze: do Krakowa, Kielc, Ostrowca Św., Sandomierza, Szydłowca, Końskich, Ameliówki, czy Bodzentyna w mniejszym, czy większym towarzystwie wspominam jak najlepiej. Był znakomitym kompanem; w czasie fotografowania, gdy niemal każdy chadzał swoimi własnymi ścieżkami, z nim można było spokojnie, bez pośpiechu wyszukać interesujący motyw, odpowiednio ustawić statyw, poczekać na właściwy moment i światło, albo wymienić uwagi, spytać o coś, czy pożartować. Fotografował sporo i zapamiętale, wykonując po kilka wariantów danego ujęcia. Interesujący go obiekt, czy detal oglądał z wielu stron - tak, aby wybrać dlań możliwie najlepszą formę, perspektywę czy światłocień. Zwracał też uwagę na kontekst i relacje elementów cząstkowych w kadrze, aby podporządkować je głównym tematom. Zdjęcia, które robił w terenie, najczęściej wykorzystywał później do dalszej pracy polegającej na grafizacji , zziarnieniu, likwidacji półtonów, czy pseudosolaryzacji na błonach graficznych po to, by ostateczne dzieło wykonać perfekcyjnie w technice gumy arabskiej. Z reguły były to monochromy: czarno-białe, sepia bądź ciemna zieleń. Dzięki nim uzyskiwał odrealnione, przenoszące widza na wyższy poziom abstrakcji obrazy. Niezwykle ascetyczne, innym razem pełne bujnej ornamentyki o ciekawej, liniowej lub plamkowej rozgrywce plastycznej. Posługując się skomplikowaną szlachetną techniką gumy chromianowej uzyskiwał dodatkowo bogatą fakturę i wydobywał niemal strukturalne szczegóły. W jego pracach dominuje umiłowany przez niego krajobraz, ale także cerkwie, drzewa i wiatraki: źródła jego własnych przeżyć estetycznych. Poza sferą wizualną - lecz jakże obecne! - są nostalgia i romantyzm wzmacniające odbiór refleksyjny widza. Fotografie Henryka Rogozińskiego są tworem świadomym, oryginalnym, a nade wszystko adekwatnym do wartości jakie dostrzegał w świecie rzeczywistym i które nieustannie poddawał indywidualnej kreacji. Twórczość stanowiła dla niego tą wzniosłą dziedziną życia, dla której warto się bez reszty poświęcić.
Henryk Rogoziński urodził się 2 lipca 1934 roku w Grabowcu koło Bielska Podlaskiego, a od lat mieszkał i tworzył w Białymstoku. Ukończył Technikum Poligraficzne w Warszawie, zaliczył także 4 lata na SGGW w Warszawie. Posiadał uprawnienia instruktora fotografii kat. "S", oraz tytuł: "Zasłużony dla twórczości polskiej" - za prace w technice gumy, był członkiem założycielem, rzeczywistym i honorowym oraz członkiem Kapituły Fotoklubu Rzeczypospolitej Polskiej. Był również członkiem rzeczywistym Związku Polskich Artystów Fotografików (Okręg Świętokrzyski).
Z fotografią zetknął się już w szkole podstawowej w Bielsku Podlaskim, a będąc w liceum ogólnokształcącym wykonał swój pierwszy skrzynkowy, jednosoczewkowy aparat. Odbitki wykonywał wówczas w kopioramce metodą stykową. Później wraz kolegą urządził pracownię na strychu piekarni gdzie - jak wspominał - było zawsze ciepło. Gdy podjął studia w Warszawie ma SGGW na Wydziale Melioracji, po ukończeniu kursu uzyskał członkostwo w Warszawskim Towarzystwie Fotograficznym, a po przerwaniu studiów na melioracji i zmianie na kierunek poligraficzny wstąpił do Białostockiego Towarzystwa Fotograficznego.
Henryk Rogoziński - jak sam często przyznawał - nieustannie eksperymentował. Fotografię traktował jak hobby i z benedyktyńską cierpliwością szukał takich metod i środków, które jak najlepiej mogłyby oddać jego twórczy zamysł. Swoją pierwszą wystawę przygotowywał aż przez 10 lat, a roboczo nazwał ją " wszystkie chwyty dozwolone". Pokazał ją po raz pierwszy w Białymstoku w 1973 roku - były to portrety i pejzaże. Serią tych prac uzyskał później członkostwo w ZPAF. W okresie następnych 30 lat zaprezentował przeszło 50 wystaw autorskich - w kraju i za granicą.
Lubił uczyć fotografii i miał w tej dziedzinie wielu utalentowanych wychowanków. Wspominał z uśmiechem, że prowadzi "młodzież" od lat 7-miu do 70-ciu, bo przy uprawianiu hobby wiek nie gra roli. Do jego pracowni przy ul. Mickiewicza w Białymstoku przychodziła młodzież ze szkół podstawowych i spotykała się ze starszymi kolegami w wieku swoich dziadków. Wcześniej opiekował się jeszcze dwoma zespołami fotograficznymi działającymi przy Białostockiej Sp-ni Mieszkaniowej i Wojewódzkim Domu Kultury (obecnie Wojewódzki Ośrodek Animacji Kultury) gdzie w latach 1966-1977 pracował jako instruktor fotografii. Był niezwykle pracowity: oprócz własnej pracy artystycznej i zawodowej jako poligraf, organizował rozmaite kursy, plenery, warsztaty, seminaria i konsultacje. Brał aktywny udział w licznych plenerach krajowych i wystawach. Był także współorganizatorem Ogólnopolskiego Festiwalu Amatorskich Filmów Publicystycznych w Białymstoku, a przez kilka kadencji sprawował funkcję prezesa Białostockiego Towarzystwa Fotograficznego.
Osoby, które bliżej poznały Henryka Rogozińskiego wspominają jego wielką kulturę osobistą, dobroć, skromność i szacunek jaki przejawiał dla drugiego człowieka. Kochał ludzi i sztukę. Zapewne z wzajemnością. Zmarł po długiej chorobie 3 czerwca 2004 r.
Tekst: Adam Gryczyński
Na zdjęciu:
Henryk Rogoziński podczas pleneru ART-EKO w Sielpi, zorganizowanego w 1998 r. przez Okręg Świętokrzyski ZPAF.
fot. Adam Gryczyński.